Jerzy Bielewicz Jerzy Bielewicz
824
BLOG

Przedsiębiorca, który walczy z włoską mafią

Jerzy Bielewicz Jerzy Bielewicz Gospodarka Obserwuj notkę 6

Waleczny Francuz i polski przedsiębiorca, Michel Marbot dalej strajkuje pod Sejmem RP. Politycy zwodzą go obietnicami. Rzecznik Praw Obywatelskich nie podejmuje działań, kóre obiecał. Sytuacja pracowników Malmy pozostaje bez zmian. Tymczasem zapraszamy do przeczytania artykułu (w oryginale bądź w tłumaczeniu), kóry okazał się już wielce poczytny we Francji.

Entretien exclusif avec un entrepreneur français en Pologne aux prises avec la mafia italienne



Wywiad z francuskim przedsiębiorcą w Polsce, który walczy z włoska mafią (tłumaczenie)

Autor: Olivier Bault 3 września 2012 r. @ 17:18

Michel Marbot, który został polskim królem makaronów, a którego zakład Malma został celowo doprowadzony do upadłości przez włoski bank UniCredit z powodu konfliktu interesów i działań o charakterze mniej lub bardziej mafijnym, znalazł się na pierwszej stronie polskich mediów w lipcu tego roku z powodu strajku głodowego, prowadzonego przed siedzibą Parlamentu. Już wcześniej pisaliśmy o zdecydowanym działaniu tego francuskiego przedsiębiorcy, który przyjechał do Polski w 1990 r., żonatego z Polką i ojca siedmiorga dzieci, w celu obrony pracowników; spotkałem się z nim w zeszłym tygodniu w jego domu w Warszawie. Na wyłączność dla „Nouvelles de France”, Michel Marbot opowiada o swojej przygodzie przedsiębiorcy, która rozpoczęła się wraz z otwarciem Polski na gospodarkę wolnorynkową oraz o działaniach polityczno-finansowej grupy interesów, która celowo doprowadziła do upadku jego przedsiębiorstwa i postawiła w dramatycznej sytuacji dwustu robotników. W związku z oczywistym naruszeniem praw naszego rodaka przez polskich sędziów i prokuratorów, ambasador Francji w Polsce postanowił niedawno, że otoczy Michela Marbota opieką konsularną Francji!

Miałem już okazję spotkać Pana 17 lat temu w ambasadzie Francji, kiedy byłem w grupie wolontariuszy w ramach krajowego programu służby dla przedsiębiorstw (VSNE), widziałem też Pana kilka razy w polskiej telewizji. W okresie pierwszych prywatyzacji, nabył Pan od Skarbu Państwa polski zakład produkujący makarony i stworzył markę „Malma”, która zdobyła uznanie wśród polskich konsumentów. Jak do tego doszło, że w latach dziewięćdziesiątych był Pan polskim królem makaronów i Francuzem cieszącym się w Polsce uznaniem?

 

Młody francuski przedsiębiorca w Polsce, który staje się znanym nazwiskiem w świecie makaronów w Europie

W 1990 r., zaraz po upadku żelaznej kurtyny, wychodząc Historii naprzeciw, zamieszkałem w Polsce, żeby pomóc w odbudowie kraju mojej żony i moich dzieci. Przeprowadziłem wtedy pierwszą całkowitą prywatyzację państwowego przedsiębiorstwa w Polsce. W okresie komunistycznym, wszystkie zakłady przetwórstwa zbóż, w tym zakłady produkujące makarony, były zarządzane przez Zjednoczenie PZZ. Kupiłem dwa z tych zakładów; pierwszy zakład w Malborku w 1991 r., a drugi we Wrocławiu w 1993 r. tzn. łącznie około 20 % zdolności produkcyjnych makaronów w Polsce. Zakład w Malborku był stary, ale jego produkcja cieszyła się dobrą opinią. Produkcja w zakładzie we Wrocławiu była wstrzymana od roku, a trudne przejścia połączyły pracowników. Ponadto, zakład we Wrocławiu był wyposażony jako jedyny w Polsce w młyn do pszenicy durum. Moim pierwszym działaniem była mobilizacja pracowników i stworzenie marki, wybraliśmy nazwę Malma (jak Mal-bork i ma-caroni), która rymuje się z Mamma mia! Łącznie zainwestowałem 50 mln EUR i wniosłem do Polski nową technologię, opracowaną w latach osiemdziesiątych. Byłem bardzo młody i bez grosza, bardzo się zadłużyłem, aby uruchomić zakład, lecz inwestycja zwróciła się szybko. Nasza marka została od razu liderem ilościowym, jakościowym, innowacyjnym i kulturalnym. Byliśmy zawsze o kilka długości z przodu. Jednak potrzebowaliśmy 10 lat, aby osiągnąć poziom doskonałości cieszący się międzynarodowym uznaniem. To zawsze był nasz cel. Stworzyłem telewizyjnym program kulturalny, w którym przygotowywaliśmy i próbowaliśmy dania z moich makaronów w towarzystwie znanych postaci. Od 1991 r., Wiesław Michnikowski, polski Bourvil, aktorka Beata Tyszkiewicz, a następnie w 2002 r. Sophia Loren byli naszymi ambasadorami. Przed Malmą, przychodziło się na targ lub do sklepu i sprzedawca wsypywał makaron luzem do torebki. Jako pierwsi sprzedawaliśmy makarony w ładnych opakowaniach. Moi przyjaciele, Pierre Châtelier i Philippe Devismes podeszli do tej kwestii z wielkim entuzjazmem i talentem. Bardzo wcześnie zaczęliśmy kupować kanadyjskie ziarno Amber Durum bezpośrednio od Kanadyjskiej Komisji ds. Zbóż, tzn. od agendy rządowej, bez żadnych pośredników, dzięki polskiemu ministrowi rolnictwa, który zabrał mnie ze sobą do Kanady. Dzięki temu dysponowaliśmy wysoką jakością i cenami nie do przebicia. Nasza technologia oraz przepisy produkcyjne zrobiły resztę: zbliżaliśmy się do ideału: makarony bardziej jędrne, bardziej żółte, o lepszym smaku i o tradycyjnej konsystencji i fermentacji. Wtedy zapadł wyrok: w 2001 r., największy włoski znawca kuchni, Luigi Veronelli, napisał w swoim artykule od redakcji w „Corriere della Serra”, że próbował najlepszego pod każdym względem makaronu („la migliore pasta in ogni confronto”), co w Włoszech wywołało skutek podobny do wybuchu bomby. Następnie prezentowaliśmy nasz makaron na Kongresie Slow Food, międzynarodowego ruchu zapoczątkowanego we Włoszech, i włoski „papież” Slow Food potwierdził, że najlepszy makaron świata jest polski, podkreślając, że ten fakt jest zwycięstwem włoskiej kultury gastronomicznej. Włoska prasa zainteresowała się tematem, a nasz makaron był podawany przez najlepszych włoskich restauratorów: don Alfonso, Rosiello, Gennarino Esposito i Curti w Neapolu, Vittorio w Bergamo, w Pantagruelico w Wenecji, a także przez Alain Ducasse, Pierre Gagnaire i w Bon Marché w Paryżu, u Tetsuya w Sydney i u Alice Waters w Berkeley. Rok 2003 to był czas naszej chwały. Jeden z największych projektantów światowych, Massimo Vignelli, autor logo takich firm jak American Airlines, IBM czy Knoll, stworzył dla nas prawdziwie międzynarodowe logo, używając kolorów Polski, czerwonego i białego, gdyż byliśmy dumni z naszego pochodzenia! Sophia Loren mówiła w filmie reklamowym: „W Polsce najbardziej lubię muzykę Chopina i makaron Malma”. Eksportowaliśmy produkt uznany za luksusowy za granicą, produkt przeznaczony dla szerokiej rzeszy klientów w Polsce, sprzedawany 50 % drożej niż konkurencja, interes miał doskonałą marżę operacyjną. Byliśmy liderami na naszym rynku, a nasz udział wynosił ponad 20 % co jest raczej rzadkością w przypadku produktu premium. Trafiła się nam szóstka, o której marzy każda marka. Jednak w 2006 r. nasza firma stanęła po raz pierwszy w dramatycznej sytuacji dla firmy i jej pracowników, którzy przez 8 miesięcy zajmowali zakłady, żeby uniknąć ich zniknięcia. W 2007 r. udało się cudem przywrócić produkcję. W 2011 r. zakłady stanęły po raz drugi. Tragedia…

 

Upadłość zorganizowana z Włoch

Jak do tego doszło?

Paradoksalnie, gdyby mój zakład we Wrocławiu nie zajmował pięknego terenu o powierzchni sześciu hektarów w centrum czwartego miasta Polski i gdyby moja marka nie odniosła takiego sukcesu, obecnie nie byłbym z pewnością w upadłości. Lecz gdybym dobrze nie traktował pracowników w latach tłustych, nigdy nie byłbym w stanie stawić oporu agresji, której byłem ofiarą. Cofnijmy się w czasie. W 1991 r. stworzyłem moim pracownikom doskonałe warunki w porównaniu z warunkami panującymi w Polsce. Moja spółka była wzorem z punktu widzenia socjalnego: prywatne ubezpieczenie lekarskie dla wszystkich pracowników, zasiłki na dzieci, szkolenie ustawiczne. Ponadto, zapewniałem wszystkim pracownikom odprawę z tytułu zwolnienia w wysokości wynagrodzenia za dwa lata. Ponieważ osiągaliśmy dobrą rentowność operacyjną, nasze zadłużenie spadło o połowę w ciągu 10 lat z 50 do 25 mln EUR, a moja rodzina kontrolowała 100% spółki. Mogliśmy wreszcie wejść w kolejny etap rozwoju, wprowadzając makarony świeże i podbijając rynek eksportu makaronów luksusowych. Niestety, uderzył w nas kryzys. W 2001 r. rząd polski, działając pod wpływem zagranicznego lobby bankowego, prowadził politykę nadmiernego schłodzenia gospodarki. Stopa procentowa wzrosła trwale do prawie 20% co wywołało spekulację, a dewaluacja waluty wyniosła 25%. Dla nas była to katastrofa, gdyż konkurencyjne produkty włoskie nagle staniały o 25%. Rzeczywista stopa procentowa naszych pożyczek doszła do 45%, wysokości wygórowanej, jak każdy to dobrze rozumie, dla firmy przemysłowej! Zmniejszenie zadłużenia stało się sprawą pilną. Malma była dobrą firmą; potrzebny był partner finansowy, aby ją uratować!

 

I w tym właśnie momencie wchodzi do gry włoski bank UniCredit?

W 2002 r. włoski bank UniCredit objął kontrolę nad drugim bankiem polskim Pekao SA, z którym współpracowaliśmy od 10 lat. Bank zaproponował refinansowanie całości zadłużenia w innych bankach w celu wprowadzenia Malmy na Giełdę Papierów Wartościowych. Uważałem, że pomoc wielkiego banku włoskiego jest idealnym rozwiązaniem przy wejściu na Giełdę Papierów Wartościowych firmy produkującej makarony. Udzieliłem zgody na konsolidację. Sześć miesięcy później, były polski premier, Jan Krzysztof Bielecki, stanął na czele Pekao. Jest to człowiek mający obecnie wielkie znaczenie w Polsce, szara eminencja rządu Donalda Tuska, główny doradca ekonomiczny premiera, a my mieliśmy z nim w przeszłości kilka problemów. To właśnie on dokonał w 1990 r. wyceny mojej firmy na potrzeby prywatyzacji. Świat jest mały! Jak tylko objął stery banku, zaczął się nami bawić, odsuwając sine die wejście naszej firmy na Giełdę Papierów Wartościowych. Jako że w związku z tym nie byliśmy w stanie spłacać kredytów, bank nałożył na mnie kary, a jako że nie byłem w stanie ich zapłacić, sam je sfinansował! Tak więc niespłacane kredyty udzielane Malmie przez Pekao pokrywały odsetki należne Pekao od Malmy, które Pekao zaliczało całkowicie w swoje zyski. Prezes banku czerpał z tych nienależnych zysków wiele korzyści. Uczynił ze spirali pułapkę dla Malmy: jedną ręka ratował rozbitka, a drugą trzymał mu głowę pod wodą, a na koniec nawet chciał, żebym wykopał własny grób. Oczywiście, starałem się uciec z tego uścisku. Odkryłem z zaskoczeniem, że nie istnieje żaden system ochrony prawnej. Złożyłem donos na Pekao do Generalnego Inspektoratu Nadzoru Bankowego, który uznał, że nie ma nic do zarzucenia. Później odkryłem, że dla uniknięcia sankcji ze strony Generalnego Inspektoratu Nadzoru Bankowego, prezes Bielecki fikcyjnie zwiększył pięć razy wartość moich nieruchomości, aby uzasadnić, że bank nie przyznał mi żadnego niewłaściwego kredytu. Odkryłem także, że bank Pekao zatrudnił żonę Generalnego Inspektora Nadzoru Bankowego. Wreszcie odkryłem, że aby pozytywnie nastawić rewidentów księgowych, bank zmusił mnie do powierzenia im zadania, którego cena została ustalona przez bank i zapłacona w formie zaliczki przez bank. Jest to poważnie wykroczenie karne ze strony banku. Nie mogłem skorzystać z ustawy o upadłości, gdyż bank wziął w zastaw cały mój majątek i nie zgadzał się na wykorzystanie go na potrzeby takiej procedury. Bank liczył, że zwolnię robotników i przekażę w ręce banku klucze do nieruchomości i marki Malma, dzięki czemu bank nie będzie musiał płacić moim pracownikom odprawy z tytułu zwolnienia w wysokości wynagrodzenia za dwa lata. Krótko mówiąc, bank Pekao chciał bez skrupułów i wykorzystując mnie bez mojej wiedzy, zrobić to czego ja nie chciałem zrobić od 20 lat, gdyż jestem wierny moim pracownikom i mojej misji w Polsce. Było to niezgodne z prawem i z wszelką etyką, gdyż bank finansował firmę zatrudniającą pracowników, a nie nieruchomości. Pekao odrzucał wszystkie dobre rozwiązania wykupienia kredytu, które proponowałem od 2005 r., w tym zwrot 80 % zadłużenia przez inwestorów, którzy chcieli kontynuować działalność.

 

Nadal nie rozumiem jaki interes miał bank Pekao w takim działaniu!

Interes był gdzie indziej, we Włoszech… Nie wiedziałem kiedy Pekao wypowiedział moje kredyty, że dwa tygodnie wcześniej bank znalazł partnera w nieruchomościach na moje tereny, Włocha Pirelli i że szukał chętnego do przejęcia zainteresowanego wyłącznie wykluczeniem mnie i zniszczeniem firmy. Aby ułatwić poszukiwania, bank wymógł na mnie pełnomocnictwo do szukania inwestora w moim imieniu. Posiadając pełnomocnictwo, bank negocjował z partnerami zniszczenie mojej firmy, nie powstrzymując się nawet od podpisania z nimi umów o zachowaniu poufności w stosunku do mnie! Jest to podstęp kwalifikowany, lecz ani prokuratura ani sądy nie uznały tego za podstęp. Nagle, 2 sierpnia 2006 r., bank zajął konta Malmy, która zaprzestała produkcji z dnia na dzień. Nasza marka, wyceniana w tamtym okresie na 10 mln EUR tzn. 40 % wartości zadłużenia po prostu zniknęła z rynku. Przez osiem miesięcy, firma pozostała w zawieszeniu, bez ubezpieczenia, bez ochrony patentów na znaki towarowe, z zapasem zboża w naszych silosach, który nie był przewietrzany, a pracownicy nie otrzymywali ani wynagrodzenia ani zasiłków ani zasiłku dla bezrobotnych… Bank wykonał sabotaż. A jednak to ja zostałem oskarżony w 2010 r., na wniosek Pekao, gdyż wymknąłem się z sieci i umożliwiłem ponowne podjęcie działalności przez firmę, ratując ponad 150 miejsc pracy! W 2007 r. znalazłem najemcę, amerykańską spółkę, która zainwestowała 2,5 mln EUR w ponowny rozruch firmy. Pracownicy powrócili do pracy, a makarony Malma na półki sklepowe. Dzięki tej umowie, firma Malma nabrała wartości. Wyceniona przez sąd na 4 mln EUR w 2007 r., po wstrzymaniu działalności przez Pekao przez okres 8 miesięcy, w 2011 r. została wyceniona przez sąd na 22 mln EUR. Ponieważ firma jest zastawem banku, bank powinien cieszyć się z tego rozwiązania, które jest także zgodne z interesem publicznym. Zresztą Sąd Gospodarczy podjął w 2008 r. decyzję o zakończeniu procedury upadłościowej.

O tym jak wielki bank europejski doprowadza specjalnie do upadku polskiej firmy produkcyjnej, aby zrobić miejsce dla swych włoskich partnerów i jak odnajdujemy tego samego człowieka na czele banku UniCredit oraz w zarządzie producenta makaronów Barilla i spółki nieruchomościowej Pirelli

 

Bank Unicredit byłby więc Pana zdaniem odpowiedzialny za zniszczenie zastawu, aby odzyskać kredyt zamiast współpracować z dłużnikiem jak wymaga tego prawo…

Sprawa jest dużo poważniejsza i godna powieści kryminalnej! Raz jeszcze przypomnę, pracowałem w przeszłości jako bankowiec i nie jestem naiwny. Racjonalnie uważałem na początku, że bank stara się uratować firmę w swoim własnym interesie; zważywszy na wartość marki w tamtym okresie, sabotaż Malmy był aberracją. Wtedy odkryłem prawdę z pomocą osoby zbliżonej do banku, lecz wstrząśniętej tym co się działo: konflikty interesów i transakcje typy mafijnego. Pan Alessandro Profumo, CEO banku UniCredit, był w tamtym okresie członkiem zarządu firmy Barilla, światowego lidera produkcji makaronów i mojego byłego partnera w kapitale firmy Malma. Profumo był także członkiem zarządu grupy Pirelli, największego dewelopera włoskiego. 1 czerwca 2005 r., na dwa tygodnie przed zaliczeniem mnie do grupy trudnych klientów i żądaniem ode mnie specjalnych pełnomocnictw na potrzeby znalezienia inwestora, Pekao podpisał z Pirelli i UniCredit tajne porozumienie noszące liryczną nazwę „Projekt Chopin”. Czego dotyczyło to porozumienie, które nie zostało podane do wiadomości rynków i będące oczywistym naruszeniem przepisów regulujących działalność giełd papierów wartościowych w Mediolanie, Nowym Yorku i Warszawie, gdzie spółki te są notowane? Pekao udzielił grupie Pirelli nieodpłatnie, podkreślam nieodpłatnie, na okres 25 lat wyłączności na wszystkie nieruchomości banku i jego trudnych klientów. To nieodpłatne i tajne porozumienia cofa nas do dobrych starych czasów kolonizacji, gdyż jest tu potencjalnie mowa o 20 % polskiego rynku nieruchomości, społeczeństwa liczącego 38 milionów mieszkańców! Umowa została podpisana przez Jana Krzysztofa Bieleckiego, rzekomego męża stanu, który złoży dymisję ze stanowiska zajmowanego w banku, kiedy mniejszościowi akcjonariusze Pekao upublicznią porozumienie. Co do Alessandra Profumo, jest on w chwili obecnej oskarżony we Włoszech o oszustwa podatkowe na kwotę 700 mln EUR. Dostarczyliśmy dowód na istnienie Projektu Chopin polskiemu Prokuratorowi Generalnemu. Odnotowaliśmy także we Włoszech jednoczesne transakcje w drugą stronę, sprzeczne z prawidłowym zarządzaniem finansowym, prezent od Pirelliego dla banku Unicredit, wtedy co do dnia kiedy grupa Pirelli otrzymała ogromny prezent w Polsce od polskiej spółki zależnej UniCredit. Wszystko można sprawdzić w internecie. Mówimy o więcej niż miliardzie EUR, kolosalnej kwocie w skali Polski. A jednak polski prokurator natychmiast zamknął sprawę pod błahym pretekstem, a ja zostałem oskarżony o uratowanie firmy, a przede wszystkim, żeby mnie uciszyć.

 

Czy grupa Pirelli nie była w latach 2006-2007 zamieszana w wielki skandal we Włoszech?

Tak, chodzi o jeden z największych skandali powojennych Włoch; skandal ten spowodował upadek rządu Prodiego i powrót do władzy Silvio Berlusconiego. Grupa Pirelli przejęła za dobrą cenę, poprzez ryzykowny montaż wykorzystujący jej spółkę zależną, Olimpia Srl i z pomocą UniCredit, kontrolę nad Telecom Italia, drugą firmą włoską po Fiacie. W latach 2000-2006, grupa Pirelli zarobiła 60 mld netto na tej transakcji. W bilansie Telecom Italia w 2000 r. widniały nieruchomości o wartości 30 mld EUR i zero zadłużenia. Sześć lat później, w bilansie widniało zero nieruchomości i zadłużenie w wysokości 30 mld EUR. Z plus 30 do minus 30, rachunek się zgadza. Pirelli utworzył własną agencję informacyjną, śledzącą polityków i wpływowe osoby z biznesu i sportu. Sądy włoskie, które zajęły się sprawą, odnotowały przykładowo zbycie 2 mln m² nieruchomości w Mediolanie za 700 EUR/m2. Przerażony Alessandro Profumo musiał wyjść z tego interesu drogo sprzedając Pirelliemu swoje udziały w Olimpia Srl, głównym holdingu Telecom Italia, które nie były już nic warte. Projekt Chopin mógł prawdopodobnie (czy zachodzi potrzeba, żeby dodawać to słowo?) posłużyć jako zapłata ze strony akcjonariuszy mniejszościowych Pekao. Pirelli otrzymał wyłączność, o której wcześniej wspomniałem i nadal w ramach „Projektu Chopin”, Pirelli wykupił w kwietniu 2006 r. projekty Pekao dotyczące nieruchomości mieszkaniowych w Warszawie po cenie 50 EUR za m2. W końcu 2006 r., UniCredit posłużył do prania pieniędzy i przesłał do Europy Wschodniej 2 mld EUR mafijnych pieniędzy, otrzymanych od spółki zależnej Telecom Italia. Bank Centralny i Prokuratura austriacka prowadzą śledztwo dotyczące banku UniCredit, a polska Prokuratura… oskarża mnie.

 

A jak jest rola Barilla?

Barilla jest moim dawnym partnerem w Polsce. Jest to wyjątkowa firma, w której nadal mam wielu przyjaciół. W 1996 r. byliśmy partnerami 50/50 w Malmie, a nowe, ówczesne kierownictwo firmy Barilla chciało przejąć kontrolę nad wszystkim firmami wspólnie zarządzanymi za granicą. Wyniknął z tego konflikt zgodny z zasadami sztuki, który doprowadził do wyjścia firmy Barilla, a ja objąłem 100% kontroli nad Malmą. Dwie główne osoby reprezentowały firmę Barilla w zarządzie Malmy w 1996 r. W 2006 r., jedna z nich została CEO firmy Barilla, a druga przeszła do banku UniCredit i była prawą ręką Profumo w dziedzinie kredytów dla firm! Świat jest naprawdę mały. Lecz za tym wszystkim stoi podstawowe zagadnienie. Kiedy w 1991 r. tworzyłem Malmę, Włosi mieli 30 % udziałów w polskim rynku makaronów. W 2006 r., udział ten wynosił tylko 5 %.Eliminując z rynku 20 % udziałów Malmy, jedynego polskiego producenta makaronów z pszenicy durum o wysokiej jakości, włoscy klienci banku, przechodzący wtedy poważny kryzys, odzyskiwali automatycznie znaczący udział w rynku. I rzeczywiście, jakby przez przypadek, w tym samym miesiącu, w którym bank zablokował produkcję makaronów Malma, firma Barilla rozpoczęła dużą kampanię reklamową, wcześniej zaplanowaną i pierwszą na taką skalę od 1996 r., tj. od chwili, kiedy firma Barilla przestała być moim partnerem. W 2011 r. Malma zaprzestała ostatecznie produkcji, a Włosi mają obecnie 25 % rynku.

 

Wyroki skazujące dla… Michela Marbota

Jak w tych okolicznościach bank doprowadził w cztery lata później, w 2011 r., do postawienia Pana w stan oskarżenia?

Obecnie jestem oskarżony o kradzież majątku, który jest nadal w firmie i gdzie nic nie zginęło. Maska oszusta, którą próbuje się mi nałożyć, nie pasuje. Po pierwsze dlatego, że oszust, kiedy sprawy przybierają zły obrót, ucieka z kasą zamiast dawać osobiste poręczenia. Od października 2005 r. nie wziąłem ani grosza z firmy, ani bezpośrednio ani pośrednio, lecz podjąłem wszystkie działania, aby ją uratować. W marcu 2006 r., kiedy bank zablokował firmę, mieliśmy zapas pszenicy na rok produkcji w naszych silosach w zakładzie we Wrocławiu. Zboże było zastawione w banku, który miał do niego swobodny dostęp. Domagałem się począwszy od października 2006 r., żeby bank zabrał zboże z moich silosów; bank opóźniał sprawę i nie zgadzał się na płacenie za magazynowanie. Komedia trwała 6 miesięcy. Bank poinformował mnie, że poniosę odpowiedzialność za wszystkie straty. Zboże nie było przewietrzane ani ubezpieczone, nie było w zakładzie wody ani elektryczności, gdyż bank zajął nasze konta i nie wyrażał zgody na zapłatę. W marcu 2007 r. sytuacja była nie do przyjęcia. W tym okresie, kiedy następuje ocieplenie, zboże może zostać zarażone przez insekty, które gwałtownie się rozmnażają i jeżeli dojdzie do fermentacji w silosie, może nastąpić wybuch. Życie moich pracowników było w niebezpieczeństwie. Wysłałem kolejne wezwanie do banku o usunięcie zboża będącego jego własnością w formie ultimatum. Miesiąc później, nie otrzymawszy odpowiedzi od banku, sprzedałem zapas zboża najemcy firmy, który je uratował in extremis, poddał obróbce i wykorzystał do produkcji makaronów Malma, zgodnie z umową kredytową. Przez 18 miesięcy Sąd upadłościowy nie skorzystał z przysługującego mu prawa unieważnienia transakcji, co było łatwe do wykonania, gdyż zboże znajdowało się cały czas w tym samym miejscu na terenie zakładu. Ponadto, Sąd Gospodarczy, w pierwszej instancji, odrzucił wniosek banku o zwrot zboża. Prokurator z Wrocławia najpierw nie przyjął oskarżeń banku pod moim adresem. Jednak zostałem oskarżony i skazany w czerwcu 2011 r. na dwa lata więzienia w zawieszeniu i na trzy lata zakazu sprawowania funkcji kierowniczych, choć sąd nie uznał, że jestem winien bankowi jakiekolwiek odszkodowanie finansowe! Zostałem więc skazany za to, że… nic nie wyłudziłem!

 

Skorumpowana władza sądownicza, ustawodawcza i wykonawcza

Czy wierzy Pan jeszcze w bezstronność polskiego wymiaru sprawiedliwości?

W bezstronność polskiego wymiaru sprawiedliwości, tak. Lecz pewni sędziowie niestety już w nią nie wierzą (śmiech)! W 2006 r. Sąd cywilny w Warszawie odmówił mojej rodzinie, akcjonariuszowi Malmy i poręczycielowi jej zobowiązań, wszelkich praw do wystąpienia o odszkodowanie od banku z powodu sabotażu Malmy! Sześć miesięcy później, prezes tego samego sądu w Warszawie występował jako prawnik banku przeciwko mnie. Równolegle, został on doradcą rządu polskiego na potrzeby zmiany ustawy upadłościowej. Bank nie ograniczył się do zapewnienia kariery żonie Generalnego Inspektora Nadzoru Bankowego (obecnie jest ona wiceprezesem zarządu nieruchomościowej spółki zależnej Pekao w ramach projektu Chopin); bank zatrudnił także prezesa sądu w Warszawie i wypłacał mu wynagrodzenie, kiedy był on doradcą rządu, aby opracował zbrodniczą ustawę, dzięki której procedura upadłościowa Malmy stała się dla banku trzykrotnie tańsza, a co za tym idzie możliwa, stawiając należności pracownicze za należnościami banku. Oto dlaczego upadłość Malmy została ogłoszona dopiero w 2010 r., po wejściu w życie nowej ustawy. I wreszcie, szczytowy przypadek, naszym sędzią upadłościowym jest ni mniej ni więcej tylko partnerka prezesa (w latach 2006-2007) pierwszej instytucji finansowej kraju, grupy ubezpieczeniowej PZU, która z natury rzeczy ma konflikt interesów z Pekao S.A.! Pozostawiam z boku kontrowersje dotyczące samej osoby. Jestem w rękach „bezstronnego” wymiaru sprawiedliwości, który uważa za prawidłowe, że zarządca sądowy zajmuje samowolnie portiernię zakładów, nie wymawiając umowy najmu; że regularnie nakazuje przeszukiwanie osobistych toreb pracowników najemcy przy wyjściu z zakładu, pod karą uniemożliwienia im powrotu do domu (tak wyglądała sytuacja codziennie przez półtora roku, a żadne odwołania nie odnosiły skutku); że zatrudnia własną rodzinę w ramach likwidacji zakładu; że przejmując zakłady, wypowiada umowę ubezpieczeniową, zawartą bezpośrednio z towarzystwem ubezpieczeniowym, aby skorzystać z usług agenta ubezpieczeniowego i wyraża zgodę na podwyżkę z dnia na dzień, zaproponowaną przez tego agenta, o 50 % stawki ubezpieczeniowej, podczas gdy in fine, ubezpieczyciel jest ten sam! Moje obecne oskarżenie dotyczące oddania firmy w najem jest tym bardziej śmieszne, że kiedy skorzystałem z tej cudownej możliwości, działałem pod kontrolą sędziego upadłościowego, który zatwierdził transakcję! Dodam, że zostałem oskarżony przez Prokuraturę z Warszawy po trzech latach dochodzenia w sprawie, kiedy nie miałem dostępu do moich akt ani nie zostałem wysłuchany przez prokuratora, co jest wyraźnym naruszeniem prawa do obrony i dzięki czemu otrzymałem ochronę konsularną ze strony Ambasady Francji! Można stwierdzić, że każde działanie, podejmowane przeze mnie lub moich pracowników wobec banku lub Bieleckiego systematycznie kończy się niepowodzeniem, a ja zostaję skazany za decyzje podjęte za zgodą sądu.

 

Czy należy w tym widzieć rękę Bieleckiego?

Jesteśmy w kraju, w którym władza i prokuratura bronią interesów banków i Bieleckiego. Malma, główny polski producent makaronów, była przedmiotem sabotażu ze strony włoskiego banku UniCredit w 2006 r., podjęła ponownie działalność w 2007 r., a następnie po raz drugi była przedmiotem sabotażu w 2010 r. ze strony wymiaru sprawiedliwości, którego obowiązkiem jest bronić interesu ogólnego, na podstawie ustawy przyjętej na nocnym posiedzeniu przez parlament troszczący się o ten sam interes, ustawy, której redakcja przez prawnika banku jest tak opłakana, że może być stosowana z pogwałceniem wszystkich norm europejskiego wymiaru sprawiedliwości, a nikt i tak nie zareaguje. Chcąc wstrzymać działalność najemcy, administrator sądowy Malmy przyjechał nocą w sierpniu 2011 r., aby nielegalnie zdemontować urządzenia tzn. ukraść je. Wszystkie te brutalne działania były prowadzone z pomocą policji, która przekroczyła swe uprawnienia!

 

Rola włoskiej mafii

Przeczytałem w prasie, że pewien Neapolitańczyk został wysłany przez administratora sądowego, żeby grozić pracownikom zakładu we Wrocławiu. Czytając słynną książkę „Gomorra” pióra pisarza i dziennikarza włoskiego, Roberto Saviano, nie mogłem uniknąć myśli o ewentualnej roli mafia w Pana sprawie.

Można sobie słusznie zadawać to pytanie. W lipcu 2011 r., na miesiąc przed nielegalnym zajęciem urządzeń, ten Neapolitańczyk został wprowadzony na teren zakładu we Wrocławiu przez administratora sądowego i wbrew woli najemcy. Ten psychopata wszedł wyłamując drzwi do hali produkcyjnej i groził kilkudziesięciu osobom siekierą i nożem rzeźniczym. Choć zatrzymany na gorącym uczynku przez policję, został zwolniony po zaledwie dwóch godzinach na wniosek administratora sądowego. Na Facebooku znaleźliśmy kilka zdjęć przedstawiających tego człowieka przy stole w wielkiej przyjaźni z administratorem sądowym. Ja i moja rodzina dostawaliśmy SMS z groźbami. Wszystkie skargi były systematycznie umarzane przez prokuraturę. Wyciągam z tego wniosek, że ten psychopata jest pod ochroną polskiego wymiaru sprawiedliwości, zresztą sędzia przyjmuje go poza rozprawami… a bank UniCredit zatrudnił jego syna i płaci mu spore wynagrodzenie. Krążą pogłoski, że mafia dużo zainwestowała w nieruchomości w Europie Wschodniej. Jak jasno widać, moje przeżycia są równoległe do wielkiego skandalu mafijnego we Włoszech, w który zamieszany jest Pirelli i Telecom Italia, a ja jestem tylko małym kawałkiem tej układanki. Lecz ponieważ walczę od sześciu lat i nie mam najmniejszego zamiaru poddać się, ten mały kawałek układanki już ukazał prawdę dotyczącą wielu rzeczy. Zło już zostało mi wyrządzone, bank groził mojej rodzinie w moim własnym domu, nie mam żadnych dochodów, nie mam praktycznie prawa wykonywania pracy. Jeżeli się nie poddaję, to dlatego, że mogę liczyć na wielką pomoc ze strony mojej rodziny i moich przyjaciół, a także dlatego, że mam doskonałych i wiernych adwokatów.

 

Dlaczego media tak późno zainteresowały się Pana sprawą?

Moja sprawa nie jest prosta, a żeby dobrze opowiedzieć skomplikowaną historię, trzeba znać wszystkie przyczyny i skutki. Ponadto, presja banku na media jest bardzo silna. Dzięki reklamie i finansowaniu, Bielecki jest nadal nie do ruszenia. Czy wie Pan, że prezes rady nadzorczej Axel Springer, drugiej grupy prasowej w Polsce, to nikt inny jak prezes banku UniCredit? Grożono dziennikarzom zajmującym się moją sprawą. W listopadzie 2006 r. dziennikarz zajmujący się zagadnieniami gospodarczymi popełnił nieostrożność i zadał Janowi Krzysztofowi Bieleckiemu pytanie dotyczące Malmy. Został wyrzucony z gazety dosłownie pół godziny później. Zaskoczy to Pana, lecz pierwszą gazetą, która stanęła po mojej stronie, było „Nie”, polski odpowiednik „Canard Enchaîné”[1], kierowana przez byłego rzecznika generała Jaruzelskiego, a więc dawnego dygnitarza komunistycznego. Gazeta ta nie żyje z reklam. W październiku ubiegłego roku przez miesiąc pikietowałem siedzibę Rady Ministrów, codziennie z transparentem „Sprawiedliwość dla Malmy”, cztery godzinny dziennie. Wtedy dziennik „Gazeta Wyborcza:, najbardziej wpływowa gazeta w Polsce, choć raczej bliska obecnej władzy, zainteresowała się nami, a nawet poparła naszą sprawę.

 

Pana pracownicy od roku nie mają pracy…

Pracownicy chcieliby nadal pracować lub przynajmniej zostać zwolnieni i otrzymać odprawy. Jak już wcześniej powiedziałem, nie dostają ani wynagrodzenia ani zasiłku dla bezrobotnych ani zasiłków… nic. Jest to trudna sytuacja i trzeba mieć wiele odwagi, by walczyć w takich okolicznościach.

 

Strajk głodowy prowadzony przez Michela Marbota przed polskim Parlamentem

Dlaczego podjął Pan strajk głodowy?

W chwili kiedy administrator przejmuje kontrole nad firmą, przejmuje także zgodnie z ustawą kontrolę nad pracownikami i odpowiada za rozwiązanie umów o pracę. 30 sierpnia 2011 r., w rok po ogłoszeniu upadłości, zarządca przejął od najemcy urządzenia, zamknął hale produkcyjne, a następnie wymówił umowę dzierżawy, lecz nie przejął pracowników wypędzonych wraz z najemcą z zakładu, w którym pracują od ponad dwudziestu lat. Dokąd mają pójść? Pracownicy pozwali go do sądu i wygrali sprawę w pierwszej instancji, lecz po złożeniu odwołania, wyrok został unieważniony w czerwcu ubiegłego roku. Sąd przesłał nam uzasadnienie sześć tygodni po upływie okresu ustawowego, uzasadnienie jest absurdalne. Sąd stoi na stanowisku, że administrator sądowy może przejąć zakład bez pracowników, gdyż jego rola polega na likwidacji firmy, a nie na prowadzeniu działalności. Czy wyobraża Pan sobie do jakich nadużyć może prowadzić takie rozumowanie? Bank, który odpowiada za upadłość Malmy, zamiast 10 mln EUR otrzyma 20 mln EUR, a pracownicy, którzy są przecież uprzywilejowanymi wierzycielami, nic nie dostaną. Kiedy się o tym dowiedziałem, chciałem ostro zareagować. Pracownicy też chcieli przeprowadzić strajk głodowy; uznałem, że będzie lepiej, jeżeli to ja ogłoszę strajk głodowy.

 

Zajął Pan miejsce przed siedzibą polskiego Parlamentu, 100 metrów od Ambasady Francji…

Spałem w samochodzie. Przestrzegałem ściśle głodówki, piłem wodę, a wieczorem wywar z jarzyn, spędzałem cały czas na dworze, bardzo aktywnie. W chwili rozpoczęcia głodówki ważyłem 75 kg, a 67,5 kg po jej zakończeniu. Straciłem na wadze 7,5 kg w ciągu dwunastu dni. Miałem dużo szczęścia, gdyż drugiego dnia głodówki, poprzedni minister sprawiedliwości, pan Kwiatkowski, członek partii będącej u władzy, szanowany i wiarygodny, w oświadczeniu dla prasy powiedział, że mam rację. Dziennik „Gazeta Wyborcza” zamieścił artykuł zatytułowany: „Francuz pomaga Polakom”, a tydzień później „Za godność naszą i waszą”, który to tytuł jest parafrazą hasła polskiego wojska. „Tygodnik Solidarność”, wydawany przez związek zawodowy Solidarność, zamieścił na okładce zdjęcie zrobione w czasie strajku głodowego oraz kategoryczną opinię profesora prawa pracy, Jerzego Wratnego, członka Akademii Nauk. Następnie otrzymałem silne wsparcie kilku partii politycznych z opozycji parlamentarnej: partii konserwatywnej PiS Kaczyńskiego w osobie pana Ujazdowskiego, posła z Wrocławia, partii lewicowo-liberalnej RP Palikota, w tym rzecznika Andrzeja Rozenka, który zamieścił kilka artykułów w „Nie”. Moi przyjaciele z Krakowa przekonali o słuszności mojej sprawy obecnego ministra sprawiedliwości, pana Gowina oraz Rzecznika Praw Obywatelskich, który postawi sprawę przed Sądem Najwyższym. Czuję się silny na płaszczyźnie moralnej. Jestem zdeterminowany. Jestem pewien, że nie zostanę pozostawiony na śmierć na trawniku przed Parlamentem, gdyż jestem Francuzem i pionierem odbudowy tego kraju, z którym jestem bardzo mocno związany.

Prowadzony przez Pana strajk ma na celu uznanie praw pracowników w przypadku przejęcia zakładu przez administratora sądowego, lecz podnosi Pan także sprawę emerytowanych pracowników Malmy, którzy mieszkają na terenie zakładu, a którym administrator sądowy podobno odciął ogrzewanie w zimie, a wodę w lecie…

W przypadku wcześniejszej eksmisji, polskie prawo zobowiązuje właściciela do zapewnienia lokatorowi mieszkania zastępczego. Administrator sądowy, który dąży do doprowadzenia do opuszczenia terenów należących do Malmy przez osoby je zajmujące, chce uniknąć ponoszenia kosztów związanych zarówno z pracownikami jak i lokatorami i sądzi, że jeżeli odetnie im wodę i ogrzewanie, to lokatorzy sami opuszczą teren zakładu, a może też i ten świat.

Czy nadal są w tej samej sytuacji po Pana strajku głodowym?

Rzecznik Praw Obywatelskich interweniował, lecz administrator sądowy miał śmiałość odpowiedzieć mu, że wody nie brakuje. Dziennikarka z radia Wnet oraz radny Ujazdowski stwierdzili, że administrator sądowy kłamie. Wstyd.

 

Brak demokracji w Polsce i w dawnych krajach bloku wschodniego

W chwili obecnej może Pan liczyć na znaczne poparcie z wszystkich stron, a stoi Pan wobec ogromnej złej woli polskiego wymiaru sprawiedliwości. Kto obecnie rządzi w Polsce, rząd czy sieć postkomunistyczna?

W Europie Wschodniej instytucje demokratyczne są jeszcze bardzo młode. Wielu stara się wykorzystać pewną ich naiwność. Po upadku komunizmu, 70 % aktywów bankowych Polski zostało sprzedanych międzynarodowym spółkom finansowym, to zbyt wiele. Kiedy pomyślimy, że Pekao S.A., drugi polski bank, został sprzedany za wartość pieniędzy, które były w kasie, to daje do myślenia. Kiedy pomyślimy, że emeryturami Polaków zarządzają cudzoziemcy, zimny dreszcz przebiega po plecach. Prywatyzacjom nie towarzyszyło wzmocnienie państwa prawa. Polska jest krajem, który przeprowadził bardzo odważne reformy i jestem dumny, że w nich uczestniczyłem, lecz szkoda, że wymiar sprawiedliwości nigdy nie został reformowany. W wielu krajach, wymiar sprawiedliwości w kwestiach gospodarczych pozostawia do życzenia, lecz jeśli korupcja i niekompetencja dotykają w takim stopniu wymiaru sprawiedliwości w kwestiach karnych i prawa pracy, jest to skutek braku demokracji. Władza sądownicza jest podstawą społeczeństwa i najważniejszą z władz.

Czy uważa Pan, że wrogość w latach 2005-2007 wobec braci Kaczyńskich, w Polsce, ale także w Europie, wynikała, jak to ma miejsce obecnie w odniesieniu do Węgra, Victora Orbána, z faktu, że ich program walki z korupcją uderzał w potężne interesy, o których Pan mówi?

Nie podzielam wszystkich poglądów braci Kaczyńskich i na pewno popełnili błędy, jak wszyscy, lecz są to ludzie, których podziwiałem za odwagę i determinację, z jaką zaatakowali najsilniejsze grupy interesów. W ciągu dwóch lat przeprowadzili podstawowe reformy, które nadal przynoszą Polsce korzyść. Myślę na przykład o reformie zawodu adwokata. W Polsce było bardzo niewielu prawników, mających prawo samodzielnego wykonywania zawodu, którzy sami wyznaczali swych następców w formie egzaminu ustnego. Ten mały światek działał w zamknięciu, przeżarty pod przykrywką profesjonalizmu przez nepotyzm i korupcję. Kaczyńscy, wbrew i przeciwko wszystkim, otworzyli zawód narzucając pisemne egzaminy. Ponadto, bronili zębami i pazurami interesów Polski w organizacjach wspólnotowych. Narzucili obniżenie stóp procentowych, które korzystnie wpłynęło na rozwój ekonomiczny, wynoszący za ich rządów 6 % rocznie. Żałuję, że obecnie Polska jest zarządzana nie tyle przez złą partię, gdyż w PO (Platforma Obywatelska, partia liberalna) są wspaniali ludzie, lecz przez klikę w łonie tej partii, której guru jest Jan Krzysztof Bielecki. Komórka, którą kieruje, działa u boku premiera w sposób zupełnie nieprzezroczysty. Systemem sądowniczym zarządza Rada Sądownictwa, wyznaczana przez samych sędziów, więc w sposób niedemokratyczny (nawet jeżeli Prezydent Rzeczypospolitej podpisuje akty mianowania, nie mając jednak nic do powiedzenia). Rada Sądownictwa także działa w zamknięciu od upadku komunizmu. Prokuratura stała się niezależna od rządu; pozostaje otwarte pytanie od kogo zależy obecnie.

 

Było to widać na przykładzie śledztwa po tragedii w Smoleńsku, w której zginął Prezydent Rzeczypospolitej Lech Kaczyński oraz 94 pierwszoplanowe osobistości z partii rządzącej, partii opozycyjnych, urzędów i wojska.

Rezygnując z dotarcia do prawdy, rząd otworzył drogę wszelkim spekulacjom, które przyczyniają się do braku racjonalnej dyskusji. Jest to niedobra sytuacja, która powoduje podział społeczeństwa na koterie, istniejące obok siebie i wzajemnie się ignorujące. Brak dialogu jest także znaczący w dziedzinie społecznej. Ludzie boją się mówić, rozmawiać, by dialog prowadził do postępu. Mamy do czynienia z brakiem demokracji. Otóż, demokracja jest wyborem ludu. Churchill miał rację mówiąc, że „demokracja jest najgorszą formą rządu, jeśli nie liczyć wszystkich innych form”. Kiedy widzę sytuację w jakiej znajduje się polski wymiar sprawiedliwości, myślę o tym powiedzeniu generała de Gaulle’a: "Wojsko jest sprawą zbyt poważną, aby powierzać ją wojskowym”. Podobnie, wymiar sprawiedliwości jest sprawą zbyt poważną, aby powierzać ją sędziom i prokuratorom. Pierwszą reakcję na skandale polityczne i gospodarcze, które wstrząsają większością u władzy była propozycja powierzenia nominacji w firmach państwowych komitetowi nieusuwalnych ekspertów. Projekt ten umożliwiłby Bieleckiemu i jego klice zachowanie władzy gospodarczej bez względy na wyniki wyborów.

 

Walka możliwa dzięki wierze w Boga

Michel Marbot w czasie strajku głodowego.

Widziałem na profilu na Facebooku, który stworzyła Pana córka, żeby pokazać walkę, którą Pan prowadzi, prośby o modlitwę o siłę dla Pana i zastanawiałem się czy jest Pan wierzący i czy wiara jest siłą napędową Pana działania…

To nie tajemnica! Przedsiębiorca żyje dzięki wierze i optymizmowi. Jeżeli nie mamy wiary, trudno jest podejmować wielkie wyzwania. Jestem katolikiem o otwartym podejściu, gdyż wiele podróżowałem. Cenię ludzi, którzy mają wiarę, poglądy filozoficzne i którzy mają odwagę je głosić. Taka była nauka Jana-Pawła II: ekumenizm to forum, na którym każdy potrafi i może się wypowiadać w poszanowaniu bliźniego. Dobry kompromis to taki, w którym nikt nie zatraca duszy. Wielkie zbliżenie duchowe następuje siłą rzeczy, gdyż świat jest coraz bardziej powiązany ze sobą. Walcząc codziennie ze swoimi słabościami, staram się patrzeć pobłażliwie na słabości bliźnich. Przez sześć lat musiałem atakować, żeby się bronić. Małostkowość i błędy ze strony banku, rozbieżności i stronniczość instytucji sądowniczych nagle rzuciły światło na słuszność mojej sprawy. Strajk głodowy dał mi siłę, żeby móc wreszcie przedstawić moje zamiary nie poddając się wątpliwościom. W chwili obecnej jest wreszcie jasne, że bank nigdy nie miał zamiaru uratować mojej firmy i że przeciwnie, ja zawsze robiłem wszystko, aby firma nadal działała i pozwoliła swym pracownikom na godne życie. Obecnie panuję nad tą walką, walką o charakterze wybitnie etycznym, walką o podstawowym znaczeniu dla moich pracowników, dla Polski, nie żeby podkreślać słabości tego kraju, lecz przeciwnie, żeby nadał kierował się odwagą. W czasie strajku głodowego, legat Watykanu przynosił mi codziennie komunię. Hostia, podobnie jak przyjaźń i solidarność okazywane przez tych wszystkich, którzy regularnie przychodzili i którym dziękuję z głębi serca, są pokarmem duchowym, który staje się jeszcze cenniejszy w czasie głodówki. Słuchałem 20 razy dziennie piosenki Jacquesa Brela pod tytułem „Gdy ma się tylko miłość” i zastępowała mi posiłek. Tych 12 dni było dla mnie odrodzeniem, a z całą pewnością nie było to samobójstwo. Nigdy mój głos nie zostałby wysłuchany bez tego podstawowego i mobilizującego działania. Informacja ukazała się za granicą na podstawie depesz AFP, wiadomości od mojego ojca i naszego senatora, Jean-Yves Leconte’a oraz innych (Dominique Torres, Annie Kahn, Marguerite Rey i mój przyjaciel Philippe Marini), które zostały następnie zamieszczone w „Le Figaro”, „La Libre Belgique” i „Nouvelles de France”. Po kilku dniach, marszałek Sejmu, izby niższej polskiego Parlamentu, Pani Ewa Kopacz, przekazała mi, że przyczyny mojego działania mogą wyrządzić wielką szkodę wizerunkowi Polski i że jeżeli strajk będzie kontynuowany, podejmie inicjatywę w celu poparcia mnie. Polacy są bardzo wyczuleni na wizerunek swego kraju za granicą i bardziej niż kiedykolwiek widzę ich w walce o sprawiedliwości i szacunek dla ludzkiej godności.

Od naszego stałego korespondenta w Polsce

Upubliczniony w Polsce za zgodą Michela Marbot

Więcej na: unicreditshareholders.com

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka